Translate

czwartek, 30 stycznia 2014

...

Z przykrością zawiadamiamy, że dziś rano odszedł do Pana 
bp Tadeusz Szurman

Pogrzeb Zmarłego odbędzie się
w poniedziałek 3 lutego,
o godzinie 12.00 w Kościele Zmartwychwstania Pańskiego w Katowicach.




poniedziałek, 27 stycznia 2014

Ferie.

Nadeszła upragniona zima. Biały puch otulił piernikową chatkę. Jest mroźno i ślicznie. Domek radością kipi! Na Śląsku są ferie, więc odwiedza nas mnóstwo gości. Kiki najszęśliwszy - ostatnio wygłaskało go blisko pięćdziesiąt dziecięcych rączek - mruczenia nie było końca. :) Dzieci przyszły do nas z miechowickiej SP 33 - po sąsiedzku. Bardzo dziękujemy za Wasze odwiedziny, miłe słowa, zainteresowanie i zaangażowanie :) Kiki podszeptuje, że czeka na ponowne odwiedziny. Bardzo lubi gości. W szczególności lubi wskakiwać na kolana i wbijać kocie pazurki...  Dzisiaj również nie odmówił sobie tej przyjemności. Ale po kolei. 

Od rana w budynku parafialnym było gwarno i tłoczno. Doszły nas słuchy, ze przyjechały tam dzieci z sąsiedniej dzielnicy. Podobno podróżowały w czasie i przestrzeni. Zwiedzały różne egzotyczne zakątki, uczyły się obcych języków... Troszkę zaczęliśmy im zazdrościć z Kiki. Z przyjemnością zapakowalibyśmy się do jakiegoś niedużego kufra ze strychu i nadali się jako bagaż dodatkowy ;) Kto wie? Może znaleźlibyśmy się na moment w Sudanie, albo w Tajlandii? Po całym szaleństwie, wyglądaliśmy sobie z Kiki zza zasłonki obserwując jak dzieci radośnie biegły w kierunku powrotnego autobusu. Po chwili zobaczyliśmy, że w naszą stronę zmierzają trzy dorosłe osoby. Kto to? - zapytał Kiki - spodziewasz się dziś gości? Nie zdążyłam nawet pomyśleć, gdy rozległo się głośne pukanie do drzwi. Otwarłam ciężki wrota. Kiki mruknął, prychnął i obrzucił gości badawczym wzrokiem. Kim byli nasi goście? Zajrzał do nas nieustraszony podróżnik - Radek, który wcześniej zabrał dzieci w szaloną podróż dookoła świata A towarzyszyły mu dwie urocze  i tajemnicze damy. Za chwilę Kot miał się dowiedzieć, że dziś nie wiele usłyszy, za to musi dobrze się przyglądać, ponieważ Joasia i Lidzia wprowadzały dzieci w tajniki języka migowego i nas również przyszły czegoś nauczyć.  

To były wspaniałe odwiedziny, bardzo pouczające i miłe. Dziękujemy Wam!
Później pogadaliśmy sobie z Kotem o języku migowym. Doszliśmy do wniosku, ze to jest niesprawiedliwe. W szkołach kładzie się ogromny nacisk na naukę języków obcych. W dzisiejszych czasach, każdy musi znać jakiś język. Dlaczego z takim samym zaangażowaniem nie uczy się dzieci rodzimego języka migowego? To powinna być zupełnie naturalna umiejętność, jak pisanie i czytanie... pomyślcie, o ile lepiej żyłoby się naszym sąsiadom, którzy komunikują się za pomocą języka migowego? 

Fot: samowyzwalacz ;) Od prawej siedzą: Joasia, Lidzia i Radek. 



P.s.1 Więcej o feriach dla dzieci tu.
P.s.2 W konkursie, który ogłosiliśmy ostatnio, wygrał bezkonkurencyjnie Pan Paweł Papierzański. W sprawie odbioru nagrody skontaktujemy się osobiście. Gratulujemy! 

wtorek, 7 stycznia 2014

Po przerwie

Po długiej świątecznej przerwie, wróciłam dziś do Domku pełna zapału do pracy w Nowym Roku.  Kot przywitał mnie już przy samej furtce. Jego głośne i przeciągłe "miaaaaauuuuu" mogło świadczyć tylko o jednym - stęsknił się za mną tak jak ja za nim ;)  Po ogrodzie radośnie przelatują sroki przysiadając co chwila na trawniku, a trawa w naszym ogródeczku wciąż jest pysznie zielona.  Biorę głęboki wdech próbując nasycić się tą piękną wiosną... Dokładnie pięć lat temu, tak samo próbowałam nasycić się piękną wiosenną aurą nad hiszpańskim brzegiem morza, podczas gdy w naszym kraju szalała ostra zima. Przyznaję, trochę mi brakuje codziennego odśnieżania chodniczka wokół Domku. Ruch na świeżym powietrzu to przecież samo zdrowie :) A z naszym zdrowiem różnie bywa. Mimo iż medycyna poszła do przodu, niektórym wciąż ciężko jest wrócić do zdrowia. Hubert von Tiele-Winckler wiedząc, że jego córka jest wątłego zdrowie i widząc jak bardzo eksploatuje swoje ciało poświęcając się ciężkiej pracy dla najbiedniejszych mieszkańców Miechowic -  przydzielając jej część majątku, nie omieszkał zrobić tego z pewnym zastrzeżeniem. Z sumy przypadających jej 12.000 marek odsetek od kapitału, 2.000 marek Ewa miała przeznaczać na ratowanie swojego zdrowia wyjeżdżając corocznie na zagraniczne kuracje wypoczynkowe. "Do tej pory nigdy sobie nie umiałam uświadomić, że jestem bogata. Jako dzieci byliśmy chowani bardzo skromnie i nigdy nam tego nie uświadamiano, że posiadamy osobiście jakiś majątek. (...) I teraz dowiaduję się, że jestem właścicielką poważnego majątku i staję się nagle bogatą dziedziczką! Po pierwszej konsternacji pomieszanej z radością, myśl ta przeraziła mnie. Miałam takie uczucie, jakbym nagle stanęła wobec potężnego niebezpieczeństwa (...). Klęczałam więc w kaplicy prosząc Boga, aby zachował moje serce od wszelkich sideł tego świata. Doszłam do wniosku, że nawet te pieniądze, które ojciec przeznaczył na podtrzymanie mojego zdrowia, mogę przecież dzielić z innymi. Mogę zabierać na kurację któreś z moich dzieci lub kogoś z personelu. W ten sposób uszanuję wolę ojca, a jednocześnie pomogę innym."*  Matka Ewa w ramach zdrowotnego urlopu odwiedzała różne ciekawe miejsca. Kiedy opowiadam dzieciom o jej egzotycznych podróżach w ramach zagranicznych misji, zostaję zazwyczaj zasypana lawiną pytań typu: "a jak podróżowała? czym jeździła?" Kiedyś ktoś zapytał mnie, czy do Chin jechała dyliżansem :) Otóż, Ewa bywała w egzotycznych zakątkach, do których docierała statkami, jeździła koleją. Podróże same w sobie musiały być bardzo męczące, ale i niesamowicie interesujące! Podobno wybierała się kiedyś na przepiękne wyspy należące do Hiszpanii. Ale czy tam dotarła? Może ktoś z Was znalazł tę informację i wie. Jakie to były wyspy i czy rzeczywiście stały się celem wyprawy? Zagadka trudna, dlatego pierwsze 3 osoby, które w komentarzach pod wpisem umieszczą prawidłową odpowiedź otrzymają od nas mały słodki upominek. Do dzieła!

Pierwsze zdjęcie: dzieci na wakacjach pod opieką miechowickiej diakonisy.
Drugie zdjęcie: dzieci warszawskich powstańców przywiezione do Miechowic.
Fot. Archiwum Domku Matki Ewy

Fot. Archiwum Domku Matki Ewy

W temacie zdrowia. W jednym z małych domków znajdujących się na obrzeżach Jastrzębia-Zdrój mieszka wspaniała dziewczyna. Wesprzyjcie ją w walce o zdrowie. Zajrzyjcie na jej bloga: http://marzenaerm.blogspot.com/

P.s. Wszystkiego dobrego w Nowym Roku!

  * cytowany fragment wspomnień pochodzi z książki: Ewa von Tiele-Winckler. Matka Ewa. 31.X.1866. - 21.VI.1930. "Ostoja Pokoju" Bytom-Miechowice. red. R. Pastucha, wyd. "Głos Życia", Katowice 2002